poniedziałek, 21 maja 2012

Kultura patykiem pisana

Jak już pewnie zauważyłeś Czytelniku, pojawiam się tu tylko wtedy, gdy coś mnie poruszy lub zdenerwuje. Dziś, po ciążowej przerwie będzie wash & go, head & shoulders, shampoo & conditioner, coffee & cigarettes, black & white, no sex & more drugs & I don’t know where the fuck is rock ‘n’ roll…



Niespełna miesiąc temu syn marnotrawny powrócił na ziemie ojczyste po ponad dwuletniej przerwie. Na krótko, lecz treściwie. Oczekiwał wiele, a dostał jak zwykle: wiadro zimnych pomyj na ryj oraz gówno w eleganckim papierku zapakowane. Cepelia. Chłam. Kpina. ‘Legnica – z nią zawsze po drodze.’


Co jest grane?


Młodym człowiekiem jestem jeszcze. Otwartym i rozrywkowym. Co za tym idzie potrzebuję kulturalnych uniesień, odmiennej od rzeczywistości wizji świata. Z polskiego na nasze: wyjść na miasto i przeżyć coś niesamowitego. Wszak najcenniejsze w życiu są wspomnienia. Ich nikt Ci nie zabierze.


W przypływie pozytywnych wibracji, których zapas przywiozłem ze sobą ze stolicy Dolnego Śląska, odpalam neta, aby znaleźć sobie zajęcie w wolny dzień. Tegoroczny Festiwal Srebra po raz kolejny niestety nie wygrał z grafikiem w pracy, zatem warto poszukać alternatywy. Fejsbuk? Cisza. Strona Urzędu Miasta? Cisza. Lokalne portale informacyjne? Cisza, którą próbują stłamsić newsy o potrąconym rowerzyście, zadłużeniu ZGMu, czy kolejnej wizycie gospodarza miasta w solarium. Myślę: niemożliwe! Ubieram przetarte dżinsy, rozciągnięty tiszert, sanglasy na mordę i wychodzę do ludzi. Bo jak widać przez ostatnie lata nie zmieniło się nic w kwestii PRu – najlepszą reklamą jest poczta pantoflowa.


Od znajomych udało mi się tylko dowiedzieć, że ominął mnie znakomity koncert największej gwiazdy polskiej estrady wszechczasów – zespołu Golec uOrkiestra, który notabene ostatniego longplaya wydał trzy lata temu. Nie wiedział o tym nikt, bo płyta sprzedała się jak na gwiazdę światowego formatu w ilości 2 tysięcy egzemplarzy z czego połowa to gratisy do coca coli, wydawane w jednej z ogólnopolskich sieci salonów prasowych.


Kolejnym wydarzeniem wartym mojej uwagi miało stać się niejakie Tunningowisko XXXL, nie mniej jednak grafik w pracy wygrał po raz kolejny. Coraz bardziej mi ten grafik odpowiada. Po ekscentrycznej nazwie spodziewałbym się przynajmniej żeńskiej reprezentacji rodziny Grycan w roli tunningowanego obiektu. Legniczanie otrzymali jednak kolejny towar pierwszej świeżości. Patrycję Markowską, córkę swego ojca, znaną z hitów o gadach, płazach, kosmosie, opętaniu i klaustrofobii. Ostatnia płyta artystki, o jakże zaskakującym tytule „Patrycja Markowska” wydana 2 lata temu, po trzech miesiącach od premiery pokryła się platyną. Dla niewtajemniczonych musiała się sprzedać w ilości ponad 30 tysięcy egzemplarzy. Wynik byłby zadowalający gdyby nie fakt (o którym bardzo rzadko się wspomina), że do ogólnej sprzedaży wliczają się również utwory pobrane z Muzodajni czy iTunesa. Połączmy fakty. Na płycie znajduje się 10 utworów. Serwis Muzodajnia.pl każdemu nowemu użytkownikowi daje właśnie 10 utworów do pobrania za darmo. Wnioski wyciągnijcie sami.


Co przyniesie najbliższa przyszłość?


Już za kilka dni Legnica, która nie bez powodu nazywa się największym, zaraz po Wrocławiu miastem studenckim dolnego śląska, otrzyma kolejną porcję kulturalnych nowalijek. Juwe juwe juwe juwenalia! Organizatorzy po raz kolejny stanęli na rzęsach, podpierając się uszami, aby zapewnić studentom trochę rozrywki przed nadchodzącą wielkimi krokami sesją egzaminacyjną.  Udało się? Tak! Publiczność po raz kolejny została podzielona na techno-młoty i białych afro amerykanów z zaściankowego Bronxu. Za cenę paczki papierosów i piwa w puszce legnicki żak będzie miał niepowtarzalną okazję zobaczenia na żywo Grubsona, który zagrał już w tym roku na wszystkich możliwych imprezach plenerowych w regionie oraz największe gwiazdy polskiej sceny klubowej niejakiego Kalwiego i Remiego?, którzy chyba nie tylko mi kojarzą się z biesiadnym duetem - Ivanem i jego Delfinem.


Kogo obwiniać?


W zeszły piątek lokalne media poinformowały czytelników o wynikach debaty Młodzieżowej Rady Miejskiej w sprawie legnickiej kultury. Wszyscy wspólnie stwierdzili, że w mieście nie dzieje się nic. A jeżeli coś już się stanie, to frekwencja bliska jest zeru. Znowu. Mieszkańcy mają już dość ‘Złotych Dzieci’, ‘Kyczery’, Zespołu Pieśni i Tańca LEGNICA,  ‘Rozkładu Jazdy’, Kapeli podwórkowej ‘Felusie’ etc. Grzegorz Wala na łamach ‘legniczanina’ napisał:


„Zdaniem radnych, z jednej strony stoi za tym niedostosowanie repertuaru do gustów młodzieży, z drugiej – ograniczona promocja realizowanych w mieście działań, która nie dociera do wielu młodych legniczan.”

Drodzy radni. Według moich potwierdzonych źródeł zarówno bracia Golcowie jak i Pani Markowska za występ biorą od 3 do 5 tysięcy złotych. Pewnie nie wiecie, ale w cywilizowanych miastach taką sumę pieniędzy wydaje się na samą reklamę wydarzenia. Odkąd pamiętam próbujecie mi, pozostałym legniczanom oraz niewielkiej garstce turystów sprzedać gówno w elegancko zapakowanym papierku. Gówno ma to do siebie, że śmierdzi. Zawsze. Może Wam ten smród nie przeszkadza. Nam, młodym, szarym jeleniem oczu nie zamydlicie. 


Powiecie, że nie ma pieniędzy na reklamę. Pewnie nie macie zielonego pojęcia o social media, inbound i outbound marketingu oraz efekcie śnieżnej kuli. Nie wiecie też pewnie, że w XXI wieku dobra i skuteczna reklama kosztuje 20 razy mniej niż 10 lat temu. Cieszycie się, kiedy na większość widowisk przychodzi moja babcia z przyjaciółkami spod bloku. Ona wciąż potrafi żelę na twarz nazwać deszczem. Ja już nie.

Media również nie zachęcają. Z tego miejsca chciałbym tylko na szybko podziękować niejakiemu Panu Obremskiemu za wspaniałej jakości galerię z wczorajszego koncertu „Dire Straits Symfonicznie – Muzyka Marka Knopflera”. Jestem pewien, że zdjęcia damskiego obuwia, męskiej dłoni na kobiecych kolanach, kolczyków z bazaru, oraz widok trzeciego rzędu widowni z miliarda perspektyw zachęci mnie w przyszłości do skorzystania z kolejnych wydarzeń serwowanych przez miasto.

Komu wódki polać?


Na koniec słów kilka do młodzieży. Nie popełniajcie zbiorowych samobójstw. Nie musicie też podcinać sobie żył mokrą bułką tartą. Moja rada – korzystajcie z tego co Wam pozostało. Gorąco polecam wszystkim legnickie instytucje, które często są bardziej znane ze swej wyjątkowości wszędzie, tylko nie tu, na miejscu. Chylę czoła w stroną Teatru im. Modrzejewskiej, który z roku na rok, mimo przeciwności losu podnosi sobie poprzeczkę, żeby zrobić Wam, odbiorcom dobrze. 


Na uwagę zasługuje też działalność Strefy de oraz Spiżarni, które cały czas pokazują jak można alternatywnie się odchamić. Może mniej mainstreamowo, może nie w stylu Eski i obecnej MTV, może nie zawsze perfekcyjnie, może nie uniwersalnie. Na pewno lepiej. Chyba najlepiej. Otwórzcie się na coś nowego, bardziej aktualnego i z dłuższą datą przydatności do spożycia niż pseudo górale i córeczki tatusiów. Zapewniam, że wyjdzie Wam to na dobre. 

A Wam, kochani Radni, odrobinę pokory. Nie bójcie się przyznać do błędu. A jeżeli czegoś nie potraficie to nie róbcie tego na siłę. Czasem warto zainwestować w kogoś, kto lepiej ogarnia temat, aby później wspólnie czerpać korzyści i bezcenną satysfakcję z pełnienia kulturalnej misji. Pamiętajcie, bycie od wszystkiego zawsze kończy się byciem do niczego.

Na dzień dzisiejszy jedyne czego zazdroszczę legnickiej młodzieży to usługa „Połączenie w dobrej cenie”, dzięki której za niespełna 5zł możecie przejechać prawie 70 kilometrów w godzinę, aby zasmakować prawdziwej kultury. Jedynym moim marzeniem w kwestii kultury jest to, abyście wyżej wspomniane 5zł wydali na piwo. Tu, na miejscu. W Legnicy…


[Tekst nie zawierał lokowania produktu, kryptoreklamy, ani żadnej rzeczy która jego jest.]


                                                                                                           Łukasz Daniel Marciniak.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...